18.11.15
Dzisiaj wyszłam ze szpitala na własną rękę.
Nie chcieli mnie puścić.
NIE!
Nie mogę tak myśleć!
Musze żyć dla maluszka.
Za bardzo go kocham.
Chociaż i tak zawsze będzie mi brak mojego męża...
Mojego Christiana.
19.11.15
Śnił mi się dzisiaj.
Rozmawiałam z nim.
Mówił, że mu tam dobrze.
Mówił, że od razu jest w niebie, bo z piekła wrócił.
Mówił, że tęskni za mną.
Mówił, że ma wyznaczony czas, który może spędzać tu, na Ziemi, rozmawiając z ludźmi.
Mówił, że codziennie jest przy mnie.
Mówił, że zawsze będzie kochać Maluszka.
Mówił, że mnie kocha na Zawsze i na Wieczność.
Chciał coś powiedzieć, ale nie dokończył, zniknął...
20.11.15
Właśnie pożegnałam się ze wszystkimi gośćmi.
Mama Christiana dogadała się z moją mamą i zabrały ich do siebie.
Dzisiejszy dzień był okropny.
Przeżyłam go, ale cudem.
Wczoraj pożegnałam się z nim na lotnisku.
Dziś - na cmentarzu.
Mimo że byłam na to przygotowana, to wpadłam w panikę, gdy wkładali go w dół.
Chciałam być koło niego.
Nie mogłam przyjąć tego do wiadomości.
Po ceremonii wszyscy podchodzili i składali kondolencje.
Aż w końcu ich zobaczyłam.
Stali za drzewami.
Pięć, może sześć osób, nie mogłam się doliczyć bo ciągle do mnie ludzie podchodzili.
Byli ubrani całkowicie na czarno.
Żadnego innego koloru.
Nie wiem kim oni są.
Wiem jednak, że w (NIE)odpowiednim czasie będę miała problemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz